Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.
— 183 —

albowiem doskonalą dubeltówkę, z którą prawie nigdy się nie rozstawał.
Był nie tylko znakomitym strzelcem, ale i doskonałym gajowym, stróżem lasu. Nocami nasłuchiwał, czy nie rozlega się głuchy łoskot siekiery, a gdy go usłyszał, szedł po cichu, jak lis, i znienacka chwytał złodzieja. Siłę w sobie wyrobił i bali się go nocni goście, chociaż tylko jedną rękę posiadał. Postrach budziła strzelba, na jego ramieniu zawieszona.
Życie, które mu się zaczęło tak pięknie, w którem udało mu się osiągnąć najwyższy cel swoich marzeń, to jest posiadać strzelbę i zostać gajowym, smutne miało zakończenie.
Na polowaniu dzik raniony go ściął i okaleczył tak bardzo, że długi czas musiał biedny Stasiek w łóżku przeleżeć. Nie słyszał już grania psów; nie chodził z wiosną na ciąg słonek, nie czaił się na tokujące cietrzewie. Po roku choroby, zbiedzony i zmizerowany, kulejąc, chodzić zaczął — ale nie było już po co.
Strzelca ściął dzik, a jego las ulubiony zaczęli ścinać żydzi.
Właściciel zmuszony przez ciężkie okoliczności, pozbył się majątku, aby tym sposobem chociaż część jaką ocalić. Na jego miejsce przyszedł spekulant, ziemię kolonistom na kawałki posprzedawał, las do cna wyciął. W miejscach, gdzie były legowiska dzików, pewne zakłady sarn, gdzie roiło się od drobnego ptactwa i zwierzyny, stanęły tartaki. Potężne drzewa