Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.
— 188 —

Kto nie jest człowiek fachowy, kto się nie zna, może powiedzieć:
— Cóż szczególnego! Poszedł na licytacyę, opuścił 2⅞% od anszlagu i utrzymał się. Jabym też taką sztukę potrafił!
Owszem; niech ten pan pójdzie i spróbuje. Owszem! Można zaręczyć, że się nie utrzyma, a gdyby nawet, wbrew przewidywaniom, utrzymał się nadzwyczajnym jakim sposobem, to antrepryza jego, pozbawiona wszelkiej melodyjności i harmonii, będzie tylko skrzypieniem koła i miauczeniem kota, ale nie porządnym, solidnym geszeftem.
Pan B. M. Silberbaum utrzymał się przy licytacyi, zwyciężył, bo też to był człowiek fachowy, muzykant!
Zwyciężył, pomimo że miał trzech współzawodników biegłych w swoim zawodzie, uzdolnionych, zawziętych, takich, z którymi nie ma żartów.
Działo się to w lecie; dzień był upalny, bruki i mury rozgrzane nadzwyczajnie. Ciężko pracować w takich warunkach, a jednak pan B. M. Silberbaum pracował!
Trzeba było widzieć, jak pracował! jak krzyczał, wymachiwał rękoma, modulował głos, od szeptu aż do przerażającego ryku, już to używając łagodnej perswazyi, tłómacząc swe myśli w sposób poufny, serdeczny, przyjacielski już to krzycząc, klnąc, grożąc pięściami i laską wściekając się po prostu.