Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.
— 199 —

mu jej nie dadzą do ręki. Ciekawość, co ta dziecina zrobi, jak mu kiedy pokażą fortepian, albo orkiestrę?
— Dziwne rzeczy dzieją się teraz na świecie. Ja już blizko dwadzieścia lat handluję serwatką, a dwa razy tak długo żyję, słyszałem o znakomitych artystach, o wielkich ludziach, ale o wielkich dzieciach dowiedziałem się dopiero niedawno.
Pan B. M. Silberbaum oparł głowę na dłoniach i przez czas jakiś siedział w milczeniu Nareszcie zerwał się energicznie i rzekł:
— Ubierajcie się, przepędzimy ładnie czas. Pójdziemy na spacer, spotkamy znajomych, będziemy rozmawiali, rozweselimy się, a wpół do ósmej pójdziemy do teatru. Ubierzcie się ładnie, niech Warszawa wie, że nie byle kto idzie na spacer, ale sam pan B. M. Silberbaum z panią Silberbaum i z córeczką panną Różą Silberbaum.
— Ślicznie mówisz, Boleś — rzekła pulchna dama — my się zaraz ubierzemy, a ty tymczasem zdejmij sobie te kilka piórek, które masz na surducie...
Z wielką paradą państwo Silberbaum spacerowali po ogrodzie Krasińskich. Pan Boleś miał na głowie cylinder, w ręku laskę, w ustach grube cygaro, panie imponowały strojami. Znalazło się i towarzystwo, kilka znajomych rodzin.
Panie wnet zaczęły rozmowę o delikatnem zdrowiu i kuracyi, panowie o interesach. Opo-