Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.
— 201 —

się Abram. Przyznać należy, że jest feler w tej roli; Abram mógł być myszuresem u pana Montequi, ale żeby mógł chwytać za żelazną szpadę i chcieć kogo przebić, to już czysty wymysł i nieprawdopodobieństwo. Tybalt jest pijak i awarturnik, a stary Kapulet, żeby mu na kapures wyszło, zamiast siedzieć pod piecem i zażywać tabakę, wrzeszczy, żeby mu przynieśli rapir!
Pan B. M. Silberbaum uczuł, że mu robi się niedobrze, ale na szczęście przyszedł książę Escalus i rozpędził awanturników.
— Wiesz, Felciu — szepnął pan Boleś do żony — może ja na serwatce trochę zarobię, ale zdaje mi się, że na dzisiejszym teatrze będę miał czystą stratę. Ten Szekspir...
— Cicho, Boleś, przychodzi sam Romeo.
— Papo, on jest bardzo ładny kawaler — szepnęła Rózia.
— On jest waryat — odezwał się po jakiejś chwili p. B. M. Silberbaum — on mówi, że godzina a spętaną nogę, że miłość straciła oczy. Co? „puch, skrzydła ołowie, jasny dym, zimny ogień, chorowite zdrowie...“ Ja tego nie rozumiem. Róziu, mnie się zdaje, że ty się mylisz...
— W czem?
— Ten pan Szekspir nie jest od naszych...
— Niech papa uważa.
Pan Boleś uważał, ale powieki zaczęły mu ciężyć. Dyalog Romea i Benwolia o miłości działał na niego usypiająco, pani Felcia również opuszczała głowę na piersi i byłaby nie-