zykantów przepadł. Bardzo wesoły interes! Ja proszę Boga, żeby piąty akt się zaczął i żeby się to raz nareszcie skończyło. Felciu, ja nie będę dziś dobrze spał.
— Dlaczego nie masz dobrze spać?
— Będę miał brzydkie sny.
— Dlaczego masz mieć brzydkie sny?
— Papie przyśni się serwatka...
— Mnie się przyśni twój kochany Szekspir... Niech jego zęby zabolą za tobą wesołość!
Podczas piątego aktu pan B. M. Silberbaum zachowywał się niespokojnie; widać było na jego obliczu niezadowolenie, zły humor, niesmak.
Jednej chwili radby był opuścić teatr, uwolnić się od widoku mordów, trumien i grobowców, zrywał się już nawet kilkakrotnie, ale z jednej strony przytrzymywała go pani Felcia a z drugiej panna Rózia
Nareszcie gdy kurtyna zapadła, wybiegł na kurytarz, jak oparzony; toczył się po schodach niby kula, a wybiegłszy przed gmach, zawołał potężnym głosem:
— Dorożka!
— Boleś — rzekła zadyszana w pośpiechu pani Felcia — Boleś, po co dorożka? Jest ładny czas.
— Ja ciebie proszę, siadaj.
— Szkoda pie...
— Ja każę: siadajcie! Dość już was słuchałem. Po kawalersku, na Krochmalną!
Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.
— 209 —