nadprodukcya, że gospodarstwa muszą upaść z kretesem, i że wreszcie, dla tych, którzy mają nieszczęście posiadać ziemię, jedynym środkiem jest: najpierw majątek na kawałeczki rozparcelować, a następnie... utopić się.
Pan Adam był z natury wrażliwy, więc tego rodzaju prognostyki przygnębiły go niezmiernie; stracił humor, do rozmowy się nie mieszał, i zaraz po kolacyi, choć go zatrzymywano koniecznie i namawiano jeszcze na dwa robry, pożegnał towarzystwo i odjechał, dziwiąc się w duchu sąsiadom, że mają ochotę do zabawy, wobec konieczności parcelacyi i utopienia się.
Noc jesienna chłodna była, pan Adam otulił się w burkę, przymykał powieki, usiłowa zasnąć, ale na próżno, smutne widma trapiły go ciągle.
I w samej rzeczy, na cóż pracować, zabiegać, walczyć o byt, szarpać slę przeciwnościami, jeżeli to nie ma doprowadzić do dobrego rezultatu?
W grze, jeżeli nie idzie, to składa się karty i mówi pas. Dlaczego inaczej postępować w życiu? Powiedzieć pas od razu i dać pokój, uchylić głowę przed twardą koniecznością, machnąć ręką i niech się dzieje, co chce. A jednak szkoda było tylu projektów, tylu zamiarów. Umysł wysilał się na przeróżne kombinacye i zdawałoby się, że niektóre z nich są wcale niezłe i praktyczne.
Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.
— 50 —