Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.
— 96 —

Obudzili się o zachodzie słońca i znów zaczęli rozmawiać, wreszcie wydelegowali jednego, aby poszedł do dworu na zwiady. Była krótka, ale gwałtowna sprzeczka przy wyborze delegata. Część chciała, żeby ten honor wziął na swe barki Abram, człowiek solidny i ze wszech miar godny zaufania; część znów proponowała Szmula. Większością głosów utrzymał się Szmul, dla swego względnego bogactwa, zimnej krwi, powagi i daru wysłowienia się.
Wziąwszy bat do ręki, aby się nim opędzać od psów, udał się Szmul do dworu i, jako człowiek przezorny, nie wszedł tam przez ganek, lecz wpierw zajrzał do kuchni, aby dowiedzieć się od służby, co panowie robią.
Jakoż powziął wiadomość, że pół godziny temu wstali od kart, teraz piją herbatę i za godzinę mają zamiar odjechać.
Zebrawszy te informacye, udał się Szmul do kancelaryi pana Piotra i tam czekał.
Po kwadransie sąsiedzi i pan Topaz siedzieli znowu przy dużym stole dębowym.
Delegat rozpoczął swe przemówienie od tego, że zarówno on sam jak i jego towarzysze ożywieni są najlepszemi chęciami, że samo traktowanie z tak godnymi panami przynosi im zaszczyt i sprawia niewypowiedzianą przyjemność, i że układ zostałby od razu zawarty, a interes od słowa skończony, gdyby nie