Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.
— 97 —

to fatalne; „czterdzieści za sto.” Uważać to można albo za impertynencyę, albo za żart. W pierwszym wypadku można się słusznie obrazić i targować dalej, w drugim należy się roześmiać i także dalej targować. Kapitaliści ponieśli już dość znaczne koszta podróży, fatygowali się, trzęśli na wozach, nie chcą więc, żeby to było napróżno i czekają lepszej oferty ze strony tak wspaniałych i godnych osób.
Pan Topaz odrzekł na to:
— Mój panie, ja bardzo żałuję pośpiechu, z jakim wymówiłem: „czterdzieści za sto.”
— Co?
— Trzeba wam było zaproponować trzydzieści dwa, albo nic nie proponować, niechby rzecz poszła zwyczajną drogą.
— To ładnie, to bardzo ładnie! Tego wcale się nie spodziewałem po wielmożnym panu. Raz tak, za parę godzin inaczej.
— Trudno; żałuję pośpiechu, ale ponieważ wymówiłem... więc nie mogę cofnąć słowa. Bierzecie czterdzieści?
— Przy sześćdziesięciu będziemy grubo stratni.
— Tyle nie dam.
— Wielmożny panie! Taki człowiek, jak pan, taka osoba, jak pan, taki bogacz, jak pan, nie będzie żądał krzywdy biednych ludzi. Pan dobrodziej nie wie, ile dla tych