Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.
— 100 —

Szmul sprowadził swoich towarzyszów i zaczęło się rozpatrywanie różnych dowodów, kartek, kwitów i wypłata.
Widok gotowizny naprawił kwaśne humory kapitalistów, nie wspominali ani o krzywdzie, ani o stratach, a kiedy otrzymali, co im z rachunku wypadło, Szmul zwrócił się do pana Topaza.
— My — rzekł — bardzo dziękujemy wszystkim panom za to, że tak pięknie z nami skończyli, ale największe podziękowanie należy się wielmożnemu panu. Pan dobrodziej tak to ślicznie zrobił, jakby całe życie tylko takimi interesami się trudnił; pan dobrodziej wielki znawca jest, pan dobrodziej od razu rozumie, co można, jak można i ile można. My wiedzieliśmy z góry, że z panem można będzie skończyć.
— Więc czemu zwłóczyliście? — zapytał pan Piotr.
— Nie można robić interesów po waryacku, należy zawsze cokolwiek wyczekać. W takim wypadku pośpiech zawsze zaszkodzi.
— Macie słuszność — rzekł Topaz: — ja się pośpieszyłem niepotrzebnie.
— To prawda — odrzekł Szmul: — był ten maleńki feler. Bylibyśmy oddali za czterdzieści. No, nic nie szkodzi, panowie przez to nie zginą, a biedne żydki zarobią pięć pro-