Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.
— 101 —

cent. My jesteśmy biedaki, kapcany. Cały nasz majątek, cały sposób do życia, to wiatr. Dopiero jest, już niema; czasem zdaje się, że coś jest, a naprawdę nic niema; czasem człowiek płacze, że nic nie ma, a Pan Bóg tak zrobi, że coś jest. Panowie mają swój widok od siewu do żniwa; my... aj, waj! od poniedziałku do wtorku, od środy do czwartku, a najdłuższy nasz widok: od piątku wieczór do niedzieli rano, dlatego, że w sobotę niema żadnego widoku. Wielmożny pan zna się na tem i potwierdzi, że ja prawdę mówię.
— W istocie, że tak jest.
— Albo nie? Na czem stoi nasze życie? Na kilku rublach; jeden ma kilkadziesiąt, wielki bogacz ma kilkaset. Żeby te ruble obracały się powoli, jeden raz do roku, to my wszyscy, broń Boże, umarlibyśmy z głodu, więc żeby tego nieszczęścia nie było, nasze ruble muszą się obracać prędko, muszą się kręcić w kółko, jak waryaty, a każde obrócenie ich musi coś dać. Dlatego my lubimy gotowiznę, dlatego my lubimy ruch, dlatego my wolimy jednego rubla dzisiaj, aniżeli trzy za rok. Kto powie: dlatego, że nie mamy cierpliwości. To nieprawda, my jesteśmy bardzo cierpliwi, tylko gęba niecierpliwa jest, ona nie daruje swego, chce codzień trochę i byle jak, a raz na tydzień chce dobrze i dużo. Oto cały sekret, cała mechanika tego