Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.
— 105 —

karnie, w chłopskich stodołach rozlegał się miarowy łoskot cepów. Zaczęły się jarmarki w okolicznych miasteczkach, ożywiły targi, ruch był. Żydzi uwijali się po wsiach, poszukując różnych produktów do nabycia, chłopi znów do miast ciągnęli po przyodziewek zimowy, futrzane czapki, kożuchy.
W małym wiejskim światku zapanowało ożywienie; sezon chłopskich wesel, odbywanych zazwyczaj na jesieni, po wykopaniu kartofli, był w pełni.
Rozlegały się dźwięki niewykwintnych kapeli, okrzyki podochoconych biesiadników i pieśni wesołe.
Hucznie rozpoczynały młode pary nowe życie: po dwie i trzy doby z rzędu bawiono się i tańczono na zabój; gdy w chacie było za ciasno, wynoszono się na dziedziniec i pod gwiaździstem sklepieniem niebios, przy oświetleniu księżycowem, zabawa szła w najlepsze.
Dla myśliwych, do których liczby i stary lekarz należał, nie brakło roboty. Liczne stada kuropatw, spasione na kapuście zające nęciły w pole.
Doktor Kowalski, pomimo późnego już wieku, był namiętnym myśliwym; skoro tylko jesień nadeszła, korzystał z każdej sposobności, aby polować.
Praktykę niedużą już miał, czasu dość; był, jak sam się wyrażał, lekarzem emerytem, bo