Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.
— 112 —

— A no tak, znajdzie się szczęśliwy. Czy to będzie nim syn pana Seweryna, nie wiem; nie przysiągłbym na to; czy nie będzie, takżebym nie zaręczył, ale coś mi się zdaje, coś przeczuwam.
— Andzia jest ze mną dość szczera, ale o tem nie wspominała.
— Widocznie nie chce mówić przed czasem. Ja bo, widzisz, wszystkich w tym zakątku znam, więc niejednego domyślić się mogę, chociaż mi nikt nie mówi. Wszyscy znajomi w tej okolicy, każdego miałem sposobność poznać w rozmaitych okazyach. Ot, choćby na przykład ci w Królówce.
— Proszę pana doktora — rzekł z wielkiem ożywieniem młody człowiek, — czy wyjaśniona jest prawdziwa przyczyna tego nieszczęśliwego wypadku?
— Nie badajmy; niech to pozostanie na wieki tajemnicą grobu. Stało się... Mnie się nie zdaje nic, kochany panie; wszystko przemawia za wypadkiem, przyjmujemy więc, że to był wypadek, nieszczęśliwe zdarzenie. Trafiają się przecież takie, jak gdyby na dowód, że życie nasze, na którem opieramy tak wiele projektów, nie warte jest złamanego szeląga. Ale porzućmy ten smutny temat, mówmy o czem innem.
— Ładne są te zwaliska, uroczy park w Królówce.