Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.
— 141 —

cobym zaś miał zmylić? Od wielu lat się jeździ, to się drogi zna. Za półtorej godziny będziemy, tem bardziej, że po wzgórkach suszej.
Na czarnem tle nocy jaskrawo odznaczały się czerwone światełka w oknach chat w wioskach, gęsto po okolicy rozrzuconych, i były to w danej chwili jedyne drogowskazy, według których można się było oryentować.
Antoni słowa dotrzymał; nie upłynęło więcej nad dwie godziny od chwili wyjazdu, gdy bryczka stanęła przed dworem w Królówce.
Przez oświetlone okno dostrzegł pan Jan obie siostry; jedna z nich, usłyszawszy turkot, zerwała się i wybiegła, aby uzupełnić jakiś szczegół tualety, druga została na miejscu, zdumiona zapewne, że ktoś w taki czas fatalny przyjeżdża.
Gdy pan Jan ukazał się w pokoju, czarne oczy spojrzały na niego z zapytaniem i podziwem, a na bladej twarzyczce ukazał się mocny rumieniec.
— Pan tu? — zapytała, podając mu rękę.
— Na wyraźne żądanie pani — odrzekł.
Rumieniec stał się jeszcze mocniejszym.
— Nie rozumiem — odrzekła.
— Przed południem był Pakułowski i powiedział, że pani życzy sobie mieć książkę. Czy skłamał?