Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.
— 145 —

jestem ptakiem, którego schwytano i zamknięto w klatce.
— Trzeba cierpliwości — rzekła wdowa. — Przykry czas przeminie, doczekasz się pięknej zimy i jeszcze piękniejszej wiosny, i wielu, wielu wiosen pogodnych i szczęśliwych. Gorsza jest jesień życia — dodała z westchnieniem.
— Niech mama tak smutnie nie mówi — szepnęła Nina, przytulając się do matki z pieszczotą; — od tego my jesteśmy, aby mamie tę jesień umilić. Ona się musi rozpogodzić, musi i ta, o której mama mówi, i ta prawdziwa, co nam słońce zabrała. A jeżeli się nie rozpogodzi, to...
— To co zrobisz? — zapytała panna Ludwika.
— Znajdę sposób. Zaproszę Andzię, doktora, jeszcze kogo, może i pan przyjedzie — dodała, zwracając się do młodego człowieka — i gdy zaczniemy wszyscy radzić, to znajdziemy lekarstwo.
— Podobno doktor był już u państwa po powrocie z Warszawy?
— Był wczoraj.
— Jakież wiadomości o stryju? Ja listu dotychczas nie otrzymałem i nie wiem, co się dzieje.
— I my niewiele mogłyśmy się od doktora dowiedzieć — odrzekła wdowa. — Wspominał tylko, że było konsylium, że pan Piotr wraz