Spać nie mógł; myśl jego zajmowały najmilsze wspomnienia ubiegłego wieczora, a jednocześnie dręczył go niepokój. Cóż jest takiego, co się stało temu najzdrowszemu dotychczas człowiekowi?
Doktor siedział w swoim gabinecie i czytał gazetę, gdy mu dano znać o przyjeździe panicza z Krasek. Starowina brwi zmarszczył i zakłopotał się trochę; widocznie układał w myśli odpowiedź, wiedząc naprzód, jakie będzie pytanie.
— Bo widzisz — rzekł, — widzisz, mój kochany, cóż ja ci powiem? Chory jest i dość. Nie będę ci opisywał szczegółowo, bo się z tego nic nie dowiesz, a dlatego się nie dowiesz, że się nie znasz na tem. Ja jestem stary fuszer, pozostałem w tyle daleko, a tamci poszli na przód. Ja, mówię ci szczerze, oprócz niedyspozycyi, osłabienia, nie znalazłem nic; oni znaleźli początek poważnej choroby. Z razu wierzyć nie chciałem; przekonali mnie, dowiedli, przedstawili tak wyraźnie i jasno, że musiałem uwierzyć. Głupiec w takich razach upiera się przy swojem zdaniu, człowiek rozsądny schyla czoło przed dowodem; uznaje, że się mylił, i korzysta z nauki. Niech mi się trafi drugi raz podobny wypadek, poznam się na nim od razu; na twoim stryju nie poznałem się, pomimo, że znam ten organizm od tylu lat. Jestem zły sam na siebie, przy-
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.
— 147 —