Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.
— 152 —

dzia pragnęła jej towarzyszyć, ale energiczna kobieta oświadczyła stanowczo:
— Nie można; jedna z nas musi być w domu; obecność twoja w Warszawie nie pomoże wujowi.
Pan Jan zasiedział się u ciotki prawie do wieczora; miał szczerą chęć pogwarzyć jeszcze z Andzią, zwierzyć jej się ze swoich uczuć, pragnień i nadziei, — ale nie było już sposobności. Pani Justyna zarzuciła go gradem drobiazgowych pytań o gospodarstwie, różnych interesach, sprawach, dotyczących Krasek i Królówki, a nie czyniła tego dla własnej ciekawości, lecz dlatego, aby umieć odpowiedzieć bratu, jeżeli o co zapyta.
Dla młodego człowieka rozpoczął się okres bardzo czynnego, ruchliwego, gorączkowego niemal życia. Dwa gospodarstwa wymagały troskliwego dozoru, do Warszawy trzeba było posyłać dużo pieniędzy, od długów, na Królówce ciążących, należało płacić procenta, a niecierpliwszych wierzycieli zaspokajać częściowo. Podatki, raty Towarzystwa, różne opłaty i ciężary z obu folwarków wymagały gotowizny — stąd więc ciągła sprzedaż zboża, interesa z kupcami, nieustanna potrzeba wyjazdów do miasta powiatowego, do gubernii.
Dzień za dniem mijał szybko, a czas wydawał się krótkim w tej ciągłej krzątaninie i różnorodnych, często drobiazgowych kłopo-