tach. Były i poważniejsze troski, bo na razie wpływy nie starczyły na nagłe wydatki, a uciekać się do kredytu pan Jan nie chciał i wszelkiemi siłami starał się, aby nie być do tego zmuszonym.
Finansiści miasteczkowi, którzy z natury swego zatrudnienia znają się dobrze na ludziach i mają zwykle doskonałe informacye, widząc człowieka młodego, energicznego, pracowitego i nie mającego prawie żadnych osobistych potrzeb, narzucali mu się z kredytem.
Wymowny Szmul naumyślnie w tym celu do Krasek przyjeżdżał. Nie wyjawił od razu celu swego przybycia, lecz zapytywał o zboże, targował niby jakąś partyę, a gdy rozmowa weszła na brak gotowizny, wyjął z kieszeni gruby pugilares, położył go na stole i rzekł:
— Proszę pana, dla jednego brak, dla drugiego nie brak; jeden będzie jeździł cały tydzień, żeby dostać skąd sto rubli, i nie dostanie ich; drugi ledwie pomyśli o tysiącu i już ten tysiąc do niego sam przychodzi. Proszę pana, tu jest akurat tysiąc. Może mało? To bajki; jutro Szmul potrafi przywieźć drugi i trzeci. Dlaczego nie? Nasze żydki dużo potrafią, jak trzeba komu dać, jak się opłaci komu dać, to oni z pod ziemi wykopią, z pod wody dostaną, z ognia wyciągną. Ja panu służę... ile trzeba?
— Dziękuję wam, ale nie wezmę.
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.
— 153 —