Zresztą, co ci mam opowiadać; za kwadrans będziemy na miejscu, zobaczysz. Ucieszą się z twego przybycia. Ciotka często wspomina, że radaby cię zobaczyć. Andzia również. Ona bo prawie cię nie zna.
— Sądzę, że nie zna mnie wcale.
— Trochę pamięta, no i z fotografii.
— Także znajomość!
— W każdym razie ma wyobrażenie, jak wyglądasz.
Las się kończył; widać było szeroką równinę, pola, łąki, gdzieniegdzie kępy olch, a dookoła czarną plamę lasów.
Rzeczka ta sama, co koło ruin, tu płynęła znacznie szerszem korytem; niedaleko jej brzegów widać było wioskę. Białe, nizkie domki stały w długim szeregu, każdy otoczony drzewami; trochę dalej wznosił się kościołek z czerwonej cegły, ze smukłą wieżyczką, obitą blachą, zakończoną krzyżem złoconym. Mieniła się ta wieża w słońcu, blask bił od niej.
Z drugiej strony wioski, w pewnem oddaleniu, widać było spory dom. Bielił on się na tle zieleni ogrodu.
— Oto, Jasiu, rezydencya ciotki, Cieciorka. Nie pojedziemy przez wieś, lecz miedzami; to znacznie drogę nam skróci.
— Obawiam się, stryju, czy nie przyjedziemy za wcześnie.
— Za wcześnie?
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —