Podczas tej rozmowy Andzia niepostrzeżona weszła do pokoju.
— Gdzie wy jesteście? — zapytała, usłyszawszy ostatnie wyrazy rozmowy.
Panna Ludwika przestraszyła się; młody człowiek odrzekł wesoło:
— Jesteśmy wśród zwalisk starego zamku.
— I oprowadza cię urocza strażniczka legend — rzekła, całując Ludwikę. — Doskonale, ale czemuż przyszłam tu, nudna przedstawicielka prozy, i przeszkodziłam miłej wycieczce!
— Właściwie ona się jeszcze nie rozpoczęła — odrzekł pan Jan; — był to dopiero zamiar, który możemy jeszcze wykonać, jeżeli pani nie straciła już ochoty do błądzenia wśród rumowisk.
— Ależ — odezwała się Andzia — zapominacie, że ruiny zasypane są teraz śniegiem i dostać się do nich nie łatwo.
— Prawda, ale zamierzona wycieczka miała się odbyć idealnie, tylko myślą.
— To zupełnie zmienia postać rzeczy; przynajmniej będę o was spokojna, że nie przeziębicie się w śniegu.
— Kochana siostrzyczko — rzekł pan Jan, — dlaczego żartujesz z naszych zamiarów? Cóż ci taki spacer przeszkadza?
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.
— 167 —