nowie, którzy mają chęć ryzykować całość swych kości, a prawdziwy sportsman, główny sportsman, bawi się i bierze nagrody. To rozumiem. Tak samo z myśliwstwem. Ja, na przykład, nie używam opinii znakomitego myśliwego, a czy słusznie? Najniesłuszniej. Posiadam doskonałą i kosztowną broń, bardzo dobrą służbę leśną, prześliczne psy; czegóż chcieć więcej? I ja nie jestem myśliwy! Taki zaś, który ma starą dubeltówkę, wartości trzydziestu rubli, i ladajakiego psa, ale potrafi zastrzelić zająca, jest znakomity myśliwy! Gdzież sprawiedliwość? Vanderbildt ma swój wspaniały yacht, na którym praktykuje sport wodny; młodszy pomocnik buchaltera z mego kantoru w Warszawie po godzinach biurowych biegnie do Wisły, siada w kajak i jak kaczka chlupie się na nim do Saskiej Kępy... Któż jest większy sportsman: Vanderbildt, czy ten mój młodzieniec?
— To dowodzenie — rzekł pan Jan — nie jest pozbawione słuszności, należy tylko zrobić małą zmianę w twierdzeniu.
— Jaką?
— Powiedzieć, że Vanderbildt jest bogatszy sportsman, i wszystko będzie w porządku.
— Któż będzie na tem polowaniu? — zapytała pani Justyna.
— Dużo osób, przeważnie finansiera. Zjeżdżają na trzy dni, a oprócz polowania ma
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.
— 175 —