— Dlaczego nie powiesz o tem matce mojej?
— Pocóż?
— Możeby ci pomogła. Pamiętasz ten dzień, w którym przybyłeś do nas z wujem Piotrem, kiedy oprowadzałam cię po naszem biednem gospodarstwie? Zapytywałeś mnie wówczas ironicznie trochę, czy składamy kapitały, i śmiałeś się z naszej drobiazgowej, kobiecej krzątaniny.
— Przypisujesz mi myśli, których nie miałem; jakże mógłbym szydzić z uczciwej pracy i skrzętnej zabiegłości, ty zakochana mrówko!
— Powiedz matce, ona niezawodnie przyjdzie ci z pomocą.
— Nie, Andziu, nie zrobię tego.
— Może żenujesz się, to ja cię wyręczę.
— Dziękuję ci, nie trzeba. Ja będę radził sobie własnemi siłami, przynajmniej do czasu powrotu stryja Piotra. Pieniądze ciotki będą niedługo potrzebne dla ciebie.
— A, wyobrażasz więc sobie, że wydam je na świetną wyprawę, że nakupuję mnóstwo sukień i różnych niepotrzebnych fatałaszków! No, to mnie nie znasz, kochany braciszku. Jestem zaopatrzona we wszystko, czego potrzeba, a zbytków robić nie myślę. Za część pieniędzy, które mogłabym wydać na świecidła, kupię chałupę z ogrodem dla mojej starej niańki, Janowej; niech ma do śmierci zapewniony dach nad głową. To będzie mój jedyny zbytek.
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.
— 189 —