cie lub nie, ale to jest moje głębokie przekonanie.
— Ależ tak, tak, bez wątpienia.
— I niech się wam nie zdaje, że jestem tylko empiryk, nie! Proszę zobaczyć moją bibliotekę! Znajdziecie w niej sto kilkadziesiąt dzieł, traktujących o myśliwstwie, dzieł w różnych językach i z różnych epok.
— Z książki dzika nie zabije.
— Co za pogląd! Jużci, że nie zabija książka zwierzyny, ale rozszerza horyzont pojęć, uczy, jak polowano w różnych czasach, jakich używano sposobów na zwierza, jakiej broni, zapoznaje z obyczajami mieszkańców lasu, z ich naturą. Czy pan tego nie uznajesz, do licha?
— Ależ uznaję, uznaję.
— Więc czemuż?...
— Doktor bo gorączka jesteś i zaraz bierzesz do serca. Zakład trzymam, że posądzasz mnie o jakieś alluzye do tego koziełka, do którego spudłowałeś tak fatalnie u mnie w lesie przed czterema laty.
— To było co innego!
— Koziełek, doskonale pamiętam.
— Co innego! Nie koziełek, tylko cudza strzelba, którą wziąłem przez pomyłkę. Szturmak jakiś z pod ciemnej gwiazdy, gruchot. Wziąłem przez pomyłkę i stało się to, co mi się nigdy nie zdarza.
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.
— 193 —