kogoś kilka bardzo osobliwych pantarek na rozmnożenie. Pani Sałacka zrezygnowała z powtórnego małżeństwa, gdyż była pewną, że tylko i jedynie pod jej opieką delikatne te ptaki wyhodować się mogą. „Szkoda gatunku — mówiła; — wolę małżeństwa się zrzec, byle tylko z drobiu pociechy doczekać.” I dała ekonomowi odkosza, pomimo, że procesem ją straszył, bo już byli po słowie. Trudno, mój kochany, każdy człowiek coś miłować musi; ona umiłowała pantarki.
Młody człowiek rozglądał się po pokoju.
Była to izba wielka, wysoka, o dwóch dużych oknach weneckich. Ściany białe jak śnieg, podłoga wywoskowana, a meble chyba ze sto lat wieku liczyły.
Mahoń i palisander, inkrustowany gdzieniegdzie masą perłową; obicie — włosienica czarna we wzory. Stare graty, ale masywne, mocne, jeszcze nie jednemu pokoleniu służyćby mogły.
Pomiędzy oknami stało biureczko gdańskie z bronzami, antyk, mogący wzbudzić pożądliwość w każdym amatorze, na niem zegar pod kloszem z posążkiem Napoleona I-go.
I tego Napoleona wszędzie pełno.
Nad kominkiem posążek żelazny, na ścianach litografie i sztychy. Napoleon, drzemiący pod Austerlitz w przeddzień bitwy; Napoleon w odwrocie z Rosyi; Napoleon, podpisujący
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —