Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.
— 212 —

na świecie, bo ten ktoś trzeci mógłby to sobie fałszywie tłómaczyć.
— Byłby najszczęśliwszy.
— Ja nie wiem, nie wiem; skąd mogę wiedzieć?
— Ależ on ciebie kocha całą duszą.
— Może ma dla mnie odrobinę sympatyi, może... ale, Andziu, nie mówił nigdy o tem, nie wspominał, a gdyby dowiedział się przez ciebie, to mógłby pomyśleć, że ja pierwsza, ja sama... Nie, tego nie chcę, za żadne skarby, nie! Bo do czego byłoby to podobne, moja Andziu? Przyznasz chyba, że mam słuszność, że nie mogę jej nie mieć. Przecież ja nie wiem, co on myśli.
— Ale ja wiem; on otworzył przede mną swoją duszę: ty w jego sercu królujesz jedna, on o tobie marzy, w tobie widzi cel swego życia, swych marzeń; a że nie wyjawił dotąd swych uczuć sprzed tobą, nie dziw się... nie wie, jakbyś jego wyznanie przyjęła; nie wie, czy odpłaciłabyś mu wzajemnością.
— O! mój Boże...
— Woli więc czekać, aż poznasz go bliżej, aż...
— Andziu, czy to prawda?
— Co za pytanie!
— Wiesz to od niego samego?
— Codzień mi to powtarza; ile razy znajdzie się sposobność, że możemy porozmawiać