Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.
— 214 —

kilka słów, które pozwoliłaś mu zakomunikować, uszczęśliwią go nad wszelki wyraz. Ręczę ci za to.
— Czy podobna?
— Niewątpliwie. Nie ma on przede mną tajemnic; jako siostra, posiadam zupełne jego zaufanie. Pragnęłabym, abyś i ty darzyła mnie również taką ufnością, jak on.
Serdeczny uścisk był na to odpowiedzią. Długo jeszcze gwarzyły z sobą dziewczęta, a rozmowa ich płynęła cicho, niby szmer strumienia, wijącego się wśród lasu, u stóp dębów, między drobnemi roślinami i barwnem kwieciem leśnem.
Pan Topaz podejmował wciąż swoich gości; na trzydniowem polowaniu zabito kilkaset sztuk zwierzyny, którą zaraz wprost z lasu zabrali handlarze do Warszawy. Właściciel mówił z dumą do swoich sąsiadów:
— Wszystko w majątku powinno dawać dochód, a zadaniem naszem jest starać się, aby ten dochód był jak największy. Ja mam takie poglądy i taki sposób widzenia rzeczy, dlatego, że jestem człowiek praktyczny i że dużo podróżowałem po świecie. Na przykład, zając: w gruncie cóż to jest zając? Małe, głupie stworzenie, które wszystkiego się boi i biega po lesie. Ten zając ma wartość względną: czasem można mieć z niego trochę przyjemności, czasem kawałek pieczystego, a cza-