— A jakże wygląda szczęśliwy narzeczony?
— Ot, tak sobie. Mała jakaś figurka, niepokaźna; ani stary, ani młody, ani piękny, ani brzydki.
— Jakto, ani stary, ani młody?
— A no tak: niby młody, a wygląda dość staro; wydaje się starym, a podobno jest młody. Dość mizerny, twarz ma zwiędłą, łysinkę sporą, nie śmieje się i taką ma minę, jak gdyby mu życie obrzydło.
— Co pan też mówi!
— Bynajmniej nie twierdzę, że obrzydło mu ono rzeczywiście, ale tak wygląda. Mówi mało, nie wyjawia swego zdania, nic go nie cieszy. Na polowaniu mógł tryumfować, gdyż doskonale strzela, ale nawet nie spojrzał na zabitego kozła. Pan Topaz bardzo był z tego zadowolony, trącił mnie i szepnął: „Patrz pan, to jest prawdziwy lord angielski: jego nic nie cieszy i nic nie smuci.” Zrobiłem uwagę, że człowiek, mający wkrótce stanąć na ślubnym kobiercu, ma przecież pewne powody do radości, zwłaszcza, gdy kocha swoją przyszłą żonę. „No, tak — odpowiedział mi na to, — to prawda; jestem przekonany, że on się bardzo cieszy, tylko nie daje tego poznać po sobie. W tem właśnie sztuka.”
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.
— 220 —