Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.
— 221 —

— A panna, panie Sewerynie, jakże panna?
— Zdaje się, że jest bardzo zadowolona, może nawet szczęśliwa. Była ubrana według ostatniej mody, miała na sobie przepyszne brylanty i zdawało się, że jej nic nie brak do szczęścia.
— Czy ładna? — spytała pani Jastrzębska — ja bo widziałam ją wprawdzie kilka razy, ale zawsze z daleka.
— To rzecz gustu. Nie jest piękną, ale ma młodość, zdrowie, rumieńce, jest ożywiona, lubi mówić dużo i nie potrafi, tak jak jej przyszły małżonek, ukrywać swych wrażeń. Parę razy rzuciła mu spojrzenie, które zdawało się mówić: „Poczekaj-no, jegomość, przyjdzie czas, w którym rozprawimy się na seryo.” Wyglądała wtedy jak Judyta wobec Holofernesa; brakło jej tylko miecza.
— Obmawia pan młodą osóbkę.
— Uchowaj Boże! Opowiadam to, com widział; jabym się bał, gdybym był na miejscu tego młodzieńca.
— Czego znów?
— Judyty. Zdaje się, że jest to temperament, z którym żartów niema. Świadczą o tem oczy, świadczą ruchy, w których przebija energia i wielki zasób sił żywotnych. Da ona sobie rady; lord musi zostać niewol-