prawie całe życie przepędził. Stryjenka również tego się domaga. Jest także chora, ale nie da sobie o tem mówić, tak mężem zajęta; wyschła, zmizerniała, szkielet tylko z niej został. Nie wiem doprawdy, czy ona ten cios, tak zresztą przewidywany i prawie nieunikniony, lada dzień spodziewany, przeżyje; czy przywiozę ją do domu. Krzepi się ona, mówi, że sił ma dosyć, ale to nie siły, to tylko jakieś podniecenie psychiczne. Póki stryj żyje, ale niech-no oczy zamknie, pokaże się, co warte są te siły jej, a raczej ten wysiłek, i obawiam się, czy ją do domu dowiozę. Ale nie chcę myśleć już o tem, tak mnie widok stryja, jego prawie pewna śmierć, a bardziej jeszcze przygotowania do tej śmierci zgnębiły. Wczoraj był ksiądz, Polak; jest ich tu dosyć; dziś sprowadzili notaryusza i świadków. Stryj zrobił testament. Nie zapomniał i o tobie, Andziu. Wszystkie te szczegóły opowiem ci później, dziś nie mam ani głowy, ani chęci do tego. Wiedz tylko o tem i powiedz tym, których kochasz i których nasze losy obchodzą, że mi tu bardzo smutno, że oprócz bólu, jaki mi sprawia widok dogorywającego stryja, gnębi mnie jeszcze tęsknota. Kiedyż się zobaczymy!? Poczciwy doktor krzepi nas wszystkich na duchu, a stryja prawie nie odstępuje. Donieś mi, droga Andziu, co u was? Czy nie zapomnieliście jeszcze
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.
— 226 —