Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.
— 229 —

serdeczny uścisk dłoni musiał być bardzo wymownym i zrozumiałym.
Młody człowiek wyglądał mizernie; pobladł i zeszczuplał, znać było po nim przebyte troski i cierpienia moralne, znać znużenie fizyczne.
— Uprzedziłem — rzekł — stryjenkę i doktora o trzydzieści sześć godzin, aby załatwić niektóre formalności i zrobić przygotowania tu. Jechałem ciągle, prawie nie wysiadając z wagonu.
— Niepotrzebne to było — rzekł pan Seweryn; — od czegóż my tu jesteśmy? Wystarczyłaby depesza, albo list.
— Taka była wola stryjenki, i — dodał po chwili — szczerze mówiąc, sam chciałem zająć się oddaniem ostatniej posługi człowiekowi, który dla mnie uczynił tyle dobrego, który zastępował mi ojca.
— Bardzo słusznie — rzekł pan Seweryn; — ale dlaczego nie mają ci w tem dopomódz najbliżsi sąsiedzi i przyjaciele nieboszczyka?
— Dziękuję, serdecznie dziękuję — odpowiedział pan Jan, ściskając rękę pana Seweryna.
— Dysponuj, jesteśmy na twoje usługi: ja i Hipolit.
— Serdecznie dziękuję.
Zaczęto radzić, co i jak zrobić należy i kto się czem zajmie. Dopytywano o szczegóły,