snąć jej rękę, spojrzeć w oczy, usłyszeć słówko przyjazne.
Czarne oczy wypatrzyły go zawsze, gdy wjeżdżał na folwark, gdy szedł do mieszkania ekonoma, gdy dążył nareszcie do dworku. Witały go one miłem spojrzeniem z po za szyby, zdawały się mówić: „Przyjdź, tu ktoś czeka na ciebie, czeka i doczekać się nie może, i tęskni.”
Gdy się zdarzyło, że interesa powołały go do miasta na dłużej, że nie pokazał się przez kilka dni lub przez tydzień, to nie tylko panna Ludwika była smutna, ale i wesoła Nina traciła humor i matka zamyślała się więcej niż zwykle. Aczkolwiek pan Jan nie oświadczył się o rękę swej ukochanej, wszyscy w domu byli przekonani, że prędzej czy później to nastąpi, i uważali go jakby za należącego do rodziny. Był on też dla niej przyjacielem, opiekunem, doradcą, bratem, a takim zawsze dobrym, serdecznym, uczynnym, uprzejmym i uprzedzającym!
Wszelkie troski i niepokoje krył w sobie, a dla tych kobiet miał zawsze uśmiech pogodny i wesoły. Umiał też nader zręcznie usuwać z przed oczu pani Jastrzębskiej interesa, które ją mogły martwić lub niepokoić, a gdy czasem dowiedziała się czego od ekonoma, potrafił wytłómaczyć, że stary sługa nie zna się na niczem i przesadza.
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/243
Ta strona została uwierzytelniona.
— 237 —