— Nie wierzę, nie wierzę! Przede mną byłby sekret! O, jak sobie o tem pomyślę, zaraz czuję ból w sercu; a gdyby pokazało się, że prawda, rozchorowałabym się na amen. Wesele bez mojej wiadomości, koniec świata!
— Widzi pani, to wszystko być może. Pani będzie wiedziała, ale widać jeszcze na to nie przyszedł czas.
— Na pana Pakułowskiego przyszedł czas! Pan Pakułowski wie! Osoba godniejsza konfidencyi i sekretu! Cha! cha! Pan nie wie, co się w Królówce dzieje, a u nas każde pomyślenie już pan przeniknął. Przez dziurkę od klucza pan zaglądał, czy może w kominie schowany siedział i słuchał? Ot! lepiejby było u siebie pilnować ludzi, żeby nie próżnowali, strzedz majątku od szkód i kradzieży, aniżeli wtrącać się nie do swoich rzeczy.
— Przepraszam bardzo! ja robię, co do mnie należy, i pilnuję, jak oka w głowie. To wiadoma rzecz, każdy może poświadczyć, że u nas jest i słuch, i rygor, i porządek, że nie tylko ziarnko zboża, ale nawet drobna plewa na marne nie idzie. Co do drugiego, to trzeba pani wiedzieć, że przez dziurki od kluczów nie zaglądam i nie podsłuchuję, a jeżeli dowiedziałem się o tej rzeczy, to przypadkiem. Grzechu w tem niema.
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/272
Ta strona została uwierzytelniona.
— 266 —