ożywcze tchnienie wiosny i zapach zbudzonej do życia roślinności.
Zdawało się, że cała ziemia śpiewa pieśń przebudzenia, wesela i nadziei, pieśń życia.
Słońce wstawało wcześniej, a wraz z niem i ludzie zrywali się ze snu do czynu, do pracy. Z pługami na pola szli oracze, odwalali szare skiby, przysposabiali je do przyjęcia siewu.
Dnie były ładne, noce urocze, pogoda ustaliła się; czasem tylko przelotna chmura nadpłynęła, aby zrosić ziemię krótkotrwałym, ożywczym deszczem — i znów ukazywało się słońce, wysuszało drgające na roślinach krople wody, a wiatr roznosił zapach kwiatów wiosennych i igrał z młodemi listkami.
Pod wpływem ciepła i światła wzbudziła się żywa wegetacya; drobne, wątłe roślinki podnosiły się coraz śmielej, żwawiej, jeżeli się tak wyrazić można; ledwie która wychyliła się ponad ziemię, już po upływie kilku dni rozrastała się, krzewiła, przystrajała barwnym kwiatuszkiem.
Wielka to strojnisia i elegantka ziemia o wiośnie, ale to przyznać jej trzeba, że nie marudzi przy gotowalni; szybko przemienia stroje, według odwiecznej, zawsze jednakowej mody, a do pysznej, szmaragdowej sukni coraz to inne przybiera ozdoby.
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.
— 279 —