miasto wyjdę, za godzinę powrócę. Pojedziemy przez Królówkę, dobrze?
— Wiedziałem, że ci droga zawsze tamtędy wypada — odrzekł doktor. — Idźże, a powracaj niedługo. Czekać będę.
Zaledwie młody człowiek ukazał się na rynku miasteczka, otoczyła go gromada spekulantów i faktorów. Wiedzieli oni już o jego przybyciu i czekali na niego. Każdy miał coś do powiedzenia, każdy występował z propozycyą; rej między nimi wiódł Abram, ten sam, który badał ekonoma, dlaczego pan Jan nie sprzedaje owsa. Głos Abrama panował nad wszystkimi.
Otoczony przez ową gromadę, młody człowiek nie mógł zrozumieć, o co tym ludziom chodzi, wszyscy bowiem mówili jednocześnie, a jeden drugiego usiłował przekrzyczeć.
— Dajcież mi pokój! — rzekł pan Jan — odczepcie się, nic was nie rozumiem.
— To jest racya — rzekł Abram: — rozejdźcie się, niech jeden mówi. Ja będę mówił.
— Dlaczego nie ja?
— Ja też potrafię!
— Chwalić Boga, i ja mam kawałek języka w gębie.
— Sza, sza! — zawołał Abram. — Ja się z wielmożnym panem rozmówię, a później
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/290
Ta strona została uwierzytelniona.
— 284 —