niedużo chcemy, tyle tylko, aby żyć. Pan dobrodziej ma ziemię, ma las, gospodarstwo, a my tylko trochę pieniędzy, i to jest nasz sposób do życia. Pan potrzebuje gotówki, ja chcę zarobku; niech pan się decyduje, choćby tymczasem na owies, a dalej zobaczymy.
Rozpoczął się targ, wreszcie Abram zawołał:
— Niech ja stracę! Dam cenę, jaką pan żąda, byle zacząć; jak będziemy handlować dalej, to się wyrówna, bo przecie nie zarzeka się pan handlu z nami?
— Płaćcie tylko dobrze, to i owszem.
— Płaćcie dobrze! Pan myśli, że to łatwo. Do tej partyi owsa będzie nas siedmiu wspólników, a ile każdy z tych wspólników przyjmie do siebie wspólników, to nawet nie chcę rachować. No, tymczasem zgoda Ja będę dziś przez cały wieczór i przez całą noc zbierał pieniądze, a jutro rano o dziesiątej zobaczy mnie pan w Kraskach, stawię się punktualnie.
Doktor niecierpliwił się, chodził po pokoju, coraz wyglądał przez okno, a gdy pan Jan powrócił, zawołał:
— Nareszcie! Myślałem, że będziesz tam siedział do nocy! Herbata przeciągnęła.
— Kiedy bo trudno z nimi dojść do ładu.
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/294
Ta strona została uwierzytelniona.
— 288 —