Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.
— 290 —

Wszyscy chcieli mieć go u siebie, a starowina, kontent z życzliwości, jaką mu okazywano, ożywił się trochę i rozruszał.
Prześliczna noc wiosenna wywabiła wszystkich do parku; łagodne światło księżyca oblewało wspaniałe drzewa i trawniki, wielki koncert szarych ptasząt już się rozpoczął i brzmiał pełną siłą tonów, donośnie.
Panna Anna rzekła, że byłoby grzechem podczas takiej nocy wiosennej siedzieć wśród czterech ścian pokoju, przy sztucznem świetle lampy, — że byłoby karygodnem marnotrawstwem pozbawiać się tych wrażeń rozkosznych, jakie daje pogodna noc majowa. Jednozgodnie przyznano słuszność temu zdaniu.
— Święta prawda — rzekł doktor: — nie wolno, nie godzi się tracić takiej sposobności. Natura zawsze jest piękna, ale tylko raz do roku przez kilka tygodni majowych jaśnieje całą pełnią wdzięków i uroku. Chodźmyż zachwycać się nimi.
Starsi usiedli na ławce, młodzi puścili się dalej we wspaniałą aleję, ciągnącą się niby długi korytarz, mający za sklepienie konary drzew wysokich, pokryte świeżą zielenią.
Pan Hipolit towarzyszył Andzi i Ninie, pan Jan z panną Ludwiką szli naprzód, zamyśleni, milczący, pogrążeni w marzeniach.