Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.
— 295 —

znała wręcz, że serce jej wolnem nie jest i że gotowa jest raczej śmierć ponieść, aniżeli rękę staremu rycerzowi oddać. Gromy strasznego gniewu na nieposłuszną spadły; zamknięto ją w baszcie narożnej, więziono, w mniemaniu, że czas i cierpienia przełamią jej upór. Zaczęto również śledzić, kto jest ów zuchwalec, który się ważył na córkę pana zamku oczy podnieść. Wzięta na spytki służebna wyznała prawdę i pan poprzysiągł zemstę. Jakoż gdy młodzian po skończonej wojnie, chwałą okryty, powracał, nasłani przez pana zamku zbójcy napadli go znienacka i zamordowali zdradziecko. Zginął właśnie u stóp baszty narożnej, w oczach swej ukochanej, która przy bladem świetle nocy księżycowej scenę morderstwa widziała. Ze strasznym okrzykiem boleści i zgrozy uleciała dusza nieszczęśliwej dziewczyny, a skrwawione ciało młodzieńca zawlekli zbójcy do rzeki i utopili w jej nurtach.
— I na tem koniec legendy?
— To jej początek dopiero. Fantazya ludu ma sprawiedliwości poczucie, nie chce ona zostawiać cnoty bez nagrody, a zbrodni bez kary. I opowiada właśnie, że kiedy srogi ojciec nazajutrz wszedł do baszty i zobaczył, że córka nie żyje, serce jego napełniło się takim bólem i wściekłością, że zaczął Niebu bluźnić i złorzeczyć. Wtenczas nie wiadomo skąd