ukazała się czarna chmura, piorun z niej wypadł z grzmotem przerażającym i na śmierć srogiego starca poraził. Duch jego, obciążony łańcuchami, tuła się podczas nocy po podziemiach zamkowych i tam pokutuje; a duchy tych dwojga młodych, którzy nieszczęśliwą swą miłość przypłacili życiem, schodzą się u stóp baszty, czyste, jasne, promienne, i spędzają chwile szczęśliwe, od wieków i przez wieki, zawsze jednakowo młode i piękne. Mówią, że o wiośnie pieśń ich łączy się z pieśnią szarych ptasząt i dlatego nigdzie śpiew słowików nie ma takiej siły i takiego niezrównanego uroku, jak właśnie w tej naszej okolicy, nad tą rzeką i w blizkości tych ruin zamkowych.
— Czyżby istotnie?
— Słuchaj i osądź, czy fantazya prawdę mówi, czy kłamie. Ja bo piękniejszej i bardziej czarującej nad tę nie znam pieśni. Zdaje mi się, że wypowiada ona to wszystko, co dusza czuje, że powtarza drgania serca, zachwyty, radość, smutek, tęsknotę.
— Prawda, prawda — rzekł w zamyśleniu młody człowiek, — tak jest bez wątpienia, ten śpiew dziwnie wymowny i trafia wprost do serca.
Zamilkli i wpatrywali się w krajobraz, oświetlony srebrnymi blaskami księżyca. Z łąk, położonych nad rzeką, podniosła się mgła bia-
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/302
Ta strona została uwierzytelniona.
— 296 —