Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.
— 300 —

krząta się przy gospodarstwie kobiecem, pomaga młodej pani, wyjeżdża do miasta z ogromnymi transportami drobiu, masła, wędlin, owoców.
Sprzedaje, targuje, kłóci się z przekupniami i przywozi pieniądze do domu, a zawsze z żalem, utyskiwaniem, lamentem, że naród w mieście jest chciwy i że najlepsze rzeczy pragnie mieć za bezcen.
— Niechby taki jedną indyczkę wyhodował, dopieroby się przekonał, co to znaczy!
Z Pakułowskim, który w Królówce zawsze wiernie służy, miała ostrą przeprawę, nie z racyi osób, ale o zasadę. Człowiek ten winszował jej, że doczekała się pana i że na folwarku skończy się gospodarstwo kobiece, które, sprawiedliwie mówiąc, nie ma żadnego sensu. Na to oburzona jejmość oświadczyła, że mężczyzna sam przez się nic nie znaczy i że zmarniałby z maleńkości, gdyby go kobieta-matka nie wyżywiła i nie wychowała kosztem wielkich starań i trudów.
Pakułowski nie przeczył, ale zarazem, powołując się na doświadczenie starych ludzi, dowodził, że choćby ladajaki mężczyzna jest mężczyzną, wyobraża siłę i energię, i że byleby w domu czapka leżała na stole, to już porządek i ład jest inszy i lepszy.
Doprowadziło to panią Sałacką do pasyi, powiedziała antagoniście swemu parę słów,