siące projektów, zamiarów snuje im się po głowach.
I w tych projektach, w tych zamiarach osobiste ich szczęście prawie nigdy nie bywa przedmiotem rozmowy; myślą oni tak plan życia ułożyć, aby się stać użytecznymi dla drugich, pomagać biednym i cierpiącym, nieść światło, krzewić zdrowe pojęcia, przyczyniać się do wytwarzania dobrobytu.
W Kraskach jest dom niezajęty a duży, niegdyś stary dwór, — otóż w nim stanąć mają warsztaty tkackie; w Królówce, z prawej strony parku, piękny kawał ziemi się znajduje, — tam założony być ma sad duży, szkółki drzew, stamtąd także będzie się specyalna umiejętność krzewiła. Stary dwór już reparują, a przyszły sad okopują i grodzą. Trzeba budzić do życia uśpionych, uczyć pracować, nastręczać zarobek. Trzeba czynów: bardziej one podniosą ustronia, aniżeli najpiękniejsze słowa; zatrudnią ręce, zajmą głowy, myśli na lepsze drogi skierują, a nędzę i wszelkie jej smutne następstwa najskuteczniej wytępią. I raźniej jakoś będzie, lepiej, wioski inaczej wyglądać będą, schludniej, porządniej, milej.
Ciotka Justyna słucha niekiedy rozmowy o tych projektach, ramionami wzrusza, mówi, że to utopia i mrzonka. Dlaczego? Co pożyteczne i dobre, co potrzebie istotnej odpowia-
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/310
Ta strona została uwierzytelniona.
— 304 —