Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.



III.

N

Na drugi dzień, przed zachodem słońca, rozkołysały się wszystkie dzwony w dzwonnicy wiejskiego kościoła; minorowy, poważny ich głos rozchodził się daleko po polach, powtarzał smutnem echem w lasach, docierał aż do zwalisk starożytnego zamku, płynął nad wodami rzeki.
Z dziedzińca małego dworku w Królówce wyruszył orszak żałobny, prowadził go jeden ksiądz; karawan, urządzony na wozie drabiniastym, ciągnęły cztery konie, za nim zaś kroczyła pieszo garstka sąsiadów i włościan, a kilkanaście powozów i bryczek zamykało pochód.
Smutne tony psalmu rozlewały się w powietrzu, orszak posuwał się po drodze, której kresem miał być widoczny z daleka kościołek.
Tam złożono zwłoki, a pogrzeb miał się odbyć na drugi dzień w południe.