bują. Tam podobno kręci się dużo drobnych żydków, a chociaż to są poczciwi ludzie, jednak sprawa z nimi bywa wogóle dość trudna.
— No, co do ich poczciwości...
— A, przepraszam! Szczerze mówiąc, ja sam tych łapserdaków nie lubię i jestem do pewnego stopnia antysemitą, ale na nich trzeba się zapatrywać z innego punktu widzenia.
— To jest?
— Trzeba przyznać, że są oni ludźmi o wysokich zaletach rodzinnych, że zaś każdy z nich posiada wielką rodzinę, a mały kapitał, przeto, rzecz prosta, musi z tego kapitału ciągnąć tak znaczne odsetki, żeby swą rodzinę wyżywić, przyodziać, wychować i wyposażyć. Zapatrujmy się tylko z tego punktu widzenia, a niezawodnie zbliżymy się do wniosków, wychodzących wysoko ponad poziom pospolitych uprzedzeń i niechęci. Czy nie mam słuszności?
Pan Piotr odpowiedział z uśmiechem:
— O ile zgodzilibyśmy się na wybór punktu widzenia. Teraz, panowie, wstąpimy na plebanię po księdza. On także pojedzie z nami.
— Owszem, owszem — rzekł Topaz, — wstąpmy. Ja bardzo szanuję kanonika, chociaż prawie zawsze różnimy się w zdaniu, ale to nic nie szkodzi i przyjaznego stosunku nie psuje.
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.
— 57 —