Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.
— 58 —

Zresztą ja, przyznam się panom, mam zamiłowanie do dysput i zdaje mi się, że rozminęłem się ze swojem powołaniem. Powinienbym był szukać karyery w adwokaturze, albo w parlamencie. Stało się inaczej, poświęciłem się trochę interesom, trochę agronomii i trochę archeologii. Trzy specyalności na jednego człowieka, to zdaje się dość!
Ksiądz mieszkał w małym domku drewnianym, przygarbionym ze starości i trochę w ziemię zapadłym. Dach porósł mchem, okna były prawie tuż przy ziemi, w głównych drzwiach człowiek wysokiego wzrostu musiał się schylać, chcąc wejść.
Niejednokrotnie była podnoszoną myśl wybudowania nowej plebanii, ale proboszcz opierał się temu stanowczo.
— Kochani panowie — mówił do członków dozoru kościelnego, — miejcie wy dozór nad kościołem, bo od tego jesteście i to do was należy. Pomagajcie, radźcie, krzątajcie się, zbierajcie fundusze, aby dom Boży we wzorowym porządku mógł być utrzymany, o proboszcza zaś nie troszczcie się. Trzydzieści pięć lat w tej chałupie przemieszkałem i przemieszkam do śmierci.
Uparcie bronił ksiądz swego domku, gdyż dobrze mu w nim było, a przez długie lata przyzwyczaił się do tych zacisznych pokojów, małych okien, zielonych pieców, do kominka.