— Wie kanonik dobrodziej co? Możebyśmy zrobili tranzakcyę? Ja księdzu każę postawić śliczne nowe piecyki hermetyczne, choćby półporcelanowe, a te stare gruchoty zabiorę. Mam zamiar jeden pokój w moim pałacu przerobić na starożytną zbrojownię; gdy ją takie piece antyki ogrzewać będą, nabierze ona jeszcze więcej archaicznego charakteru. Co kanonik na to powiada?
— Nic — odrzekł ksiądz z uśmiechem, — niech pan konferuje z dozorem kościelnym, respective z panem Piotrem, i jeżeli propozycya będzie korzystna, to w kościele odnowimy wielki ołtarz, ja przyjmę pańskie nowe piecyki, a te stare kafliska niech ozdabiają rycerską komnatę.
— Ileż takie odnowienie może kosztować?
— Panie dobrodzieju — rzekł pan Piotr, — zostawmy to czasowi; jeżeli koniecznie zechcesz przyozdobić zbrojownię, to przyjdziemy do porozumienia się. Teraz co innego nas powinno zajmować.
— Wdowa i sieroty! Prześlicznie powiedziane, po obywatelsku, właśnie tak lubię.
— Jedziemy, panowie, jedziemy.
Wszyscy wyszli, pan Piotr z kanonikiem na końcu.
— I Topaz z nami? — zapytał cicho ksiądz.
— Nie mogłem go pominąć. Zapraszałem wszystkich, stał w tej samej gromadce.
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.
— 61 —