Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.



W

Wązką drożyną, wijącą się po łagodnej pochyłości, jechali konno dwaj mężczyźni.
Starszy, niewielkiego wzrostu, szczupły, ze szpakowatą brodą, siedział na zwięzłym, grubopłaskim mierzynie o potężnym karku, grzywie gęstej i długiej; młodszy, brunet, mogący mieć, sądząc z pozoru, dwadzieścia sześć lat wieku, miał pod sobą zgrabnego, białego jak mleko arabczyka, który szedł z ogromną fantazyą, potrząsał kształtną głową i z niecierpliwością gryzł wędzidło.
Był piękny, pogodny ranek wiosenny, słońce tylko co wychyliło się z poza wzgórza, wietrzyk łagodny igrał z listkami na drzewach, marszczył lekko falę rzeczki, wijącej się wpośród łąk szerokich.
Starszy jeździec mówił, młodszy słuchał ciekawie i rozglądał się po okolicy, widocznie mało mu znanej.
— Osobliwego tu nic niema — ciągnął starszy, — nic, jak sam widzisz. Ziemia średnia, tak sobie, chleb daje, ale trzeba jej dogadzać;