Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.
— 67 —

— Owszem, my życzymy, niech ona będzie zdrowa, ale niech nas pan Pakułowski wpuści na dziedziniec.
— Nie potrzeba, panienki są małoletnie i z wami się układać nie będą, a ja nie mam do was interesu. Nie handluję z wami, jestem w obowiązku, w służbie.
— Nu, co to ma znaczyć, co to jest?
— Tak jest, jak mówię, i na dziedziniec was nie wpuszczę.
— Nie bądź-no pan waryat — odezwał się najstarszy wiekiem żyd, — ja pana o to bardzo grzecznie proszę. Pan wiesz, że my jesteśmy bardzo porządni ludzie i że każdemu z nas należy się trochę pieniędzy. Wygodziliśmy w potrzebie bez wielkiego zysku, prawie całkiem bez zarobku, teraz my chcemy swoje odebrać. Czy to grzech, że kto dopomina się o swoje?
— A choćby nawet nie odebrać — dodał drugi, — to chcemy przynajmniej dowiedzieć się, z czego będziemy odbierali, chcemy zobaczyć, co tu jest.
— Pan Pakułowski tylko żartuje. Ja wiem, pan wpuści na dziedziniec, do folwarku, do dworu, pan nam wszystko pokaże. Sam nas pan oprowadzi.
— Ani myślę. Nie wpuszczę i nie pokażę.