Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.
— 2 —

łąki ujdą... ma się rozumieć, jeżeli rok pomyślny; lasów trochę jest, ale przerzedzone już porządnie.
— Jednak tu bardzo ładnie, bardzo miłe ustronie — rzekł młodszy.
— Ot, tak sobie.
— Okolica górzysta.
— Wzgórkowata, powiedz raczej. Istotnie, sprawia to pewną rozmaitość i rozrywkę dla oka. O, z tego wzgórza na przykład, na lewo, widać ruiny starego zamku. Prawdziwe ruiny, bo rozwalające się już zupełnie. Połowa głównego korpusu i jedna baszta trzyma się jeszcze, z drugiej zaś połowy i ze skrzydeł dawno już cegłę rozkradli.
— Szkoda.
— Taka kolej rzeczy; dzieła rąk ludzkich nie są wieczne, nie ostoją się tedy przed niszczącym zębem czasu, chyba, że je troskliwa ręka potomności podtrzymuje i pielęgnuje starannie. Trzeba ci wiedzieć, że i do tych ruin wyciągała się w roku zeszłym taka dłoń opiekuńcza i zdawało się, że im dawną przeszłość przywróci.
— Musiał to być jakiś zapalony lubownik starożytności?
— Zgadłeś.
— Któż to?
— Jeden z naszych sąsiadów, pan Topaz, podobno baron, ale że dokumentów nie wi-