dziom zdaje. No cóż, czy pójdziesz pani za życzliwą radą, czy zechcesz usłuchać głosu starego przyjaciela?
W odpowiedzi wdowa ujęła jego rękę, i zanim spostrzedz się zdołał, podniosła do ust.
— A, pani! — zawołał — cóż to znowuż?! do czego podobne? Tak się nie robi. Obrażę się śmiertelnie i noga moja nie postanie tu więcej.
— Nie gniewaj się, panie — rzekła chora, — nie gniewaj, dobry, zacny nasz przyjacielu.
— No, zgoda, zgoda, tylko proszę tego więcej nie robić, bo się pokłócimy. Dobrze pani tu, na powietrzu?
— Dobrze — szepnęła.
— Szkoda, że teraz nie wiosna, ale ponieważ nie możemy odwrócić odwiecznego porządku, więc korzystajmy chociaż z pogodnej jesieni. Dopóki tylko będzie tak ciepło i sucho, codziennie trzeba przepędzać parę godzin na powietrzu! Niech panie pamiętają o tem koniecznie.
— Doktorze — zapytała chora, — powiedz mi, co się tu u nas dzieje?
— Jakto co? Co pani chcesz wiedzieć?
— No, u nas, tu, w Królówce. Wiadomo panu, że było ciężko, a teraz boję się pomyśleć, co nas czeka.
— Niech pani tem sobie głowy nie zaprząta; jak teraz, to troska pana Piotra i kilku dobrych sąsiadów. Gdy odzyskasz pani zdro-
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.
— 78 —