wacyi różnica stawała się widoczną. Starsza, Ludwika, była poważniejsza, skupiona w sobie, cicha; młodsza, Nina, zdradzała usposobienie żywe, prędkie, pełne energii.
Pierwsza, gdy do niej mówiono, spuszczała powieki, a długie, jedwabiste rzęsy rzucały cień na jej matowo białą twarz; druga patrzyła przed się śmiało dużemi, błyszczącemi oczyma, policzki jej ożywiał delikatny rumieniec, jakby z płatków róży polnej barwy sobie pożyczył, na ustach błąkał się uśmiech łagodny.
Gdyby nie zmartwienie, jakie przeszła, nie smutki ciężkie — jak śmierć ojca, długa choroba matki, — srebrzysty głos tej dziewczyny rozbrzmiewałby przez dzień cały to wesołym szczebiotem, to kaskadą śmiechu, to znowuż rzewną piosenką. Rozlegały się nieraz nuty owych piosenek wśród parku, mieszały z głosami ptasząt i płynęły w powietrzne przestworza. Groźne widmo śmierci kazało im zamilknąć na dłużej.
Panna Anna pod względem powierzchowności kontrastowo odróżniała się od sióstr Jastrzębskich. Była to wysoka, dorodna, doskonale rozwinięta blondynka, o oczach barwy chabru, włosach ciemno-złotych. Włosy miała uczesane gładko, gruby warkocz spadał jej na plecy.
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.
— 81 —