Pakułowski protestował, powtarzając ciągle jeden tylko wyraz:
— Łgarstwo!
To ich doprowadziło do pasyi.
— Pan Pakułowski — krzyczeli — chce nas krzywdzić; on jeszcze w swojem życiu nigdy prawdy nie powiedział.
— Łgarstwo!
— On jeszcze w swojem życiu nigdy trzeźwy nie był.
— Łgarstwo!
— Co to za gadanie jest! Co za łgarstwo? Czy pan Pakułowski pamięć stracił, czy przy rozumie nie jest?
— Cicho, cicho! — zawołał pan Piotr — dość już! Dwie godziny zeszło na niczem. W taki sposób nie dojdziemy do ładu. Przestańcie mówić wszyscy razem, legitymujcie się po kolei; kto ma jakie pretensye, niech je usprawiedliwi, niech złoży dowody, a wtenczas...
— My wszyscy jesteśmy sprawiedliwi, wszyscy mamy dowody. Gdzie jest waryat, któryby dał bez dowodu? Gdzie ci pewni panowie, którym na samo godne słowo dać można?
— Możeby się znaleźli — rzekł pan Topaz.
— Prawda, prawda, są, ale takich niedużo.
— Łgarstwo! — odezwał się znowuż Pakułowski.
Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.
— 86 —