Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.
— 91 —

— Przepraszam, to wcale nie komedya, lecz metoda. Ma swoją metodę Patti, ma Mierzwiński, dlaczego oni jej mieć nie mogą? Obecnie stoją na uboczu i oczekują, żebyśmy ich tu poprosili. My tego nie zrobimy. Oni będą czekali jeszcze godzinę, dwie, trzy, może do wieczora. Nie doczekawszy się, przyjdą sami do nas, jak Mahomet do góry; przyjdą w nadziei wytargowania korzystniejszych warunków.
— Rzeczywiście — rzekł pan Piotr, — możnaby im jeszcze coś dorzucić, byleby nie bróździli.
— Owszem, należy im powiedzieć, że rozmyśliliśmy się i że układy z nimi już wyszły ze sfery projektów, że mamy inne zamiary. Wówczas oni zaczną nam tłómaczyć, że robimy wielkie głupstwo, że niema lepszej rzeczy nad zgodę i że nie rozumieją, dlaczego zmieniamy postanowienie, kiedy oni są skłonni do zrzeczenia się swych pretensyi za sześćdziesiąt procent. Wówczas ja zaproponuję im czterdzieści dwa. Znowuż będzie scena oburzenia i chęć wyjścia, ale nie wyjdą, rozpoczną targi, i skończymy dobrze i zgodnie za czterdzieści pięć. To nie ulega najmniejszej wątpliwości. Tymczasem możemy mówić o czem innem, a im zostawić kłopot myślenia. W mojem życiu byłem nieraz świadkiem rozmaitych likwidacyi i układów, i mam to przekonanie,